Jak rozmawiać z firmami i oferować komercyjną współpracę kiedy blog ma niewielu odwiedzających? Bo jest nowy, rozkręca się, jest niszowy… Tymczasem jest spora grupa reklamodawców, która patrzy przede wszystkim na zasięg. Jak zmienić ich podejście?
Sprzedajesz medium czy własną pracę?
Odpowiedź jest bardzo prosta: zasięg liczy się w przypadku medium reklamowego. I jeśli marketerzy traktują Twój blog jak medium, będą chcieli rozliczać Cię z zasięgu – do ilu osób komunikat dotarł za Twoim pośrednictwem (bo tym właśnie jest medium – pośrednikiem).
Tymczasem blogera się nie kupuje (tak jak kupuje się powierzchnię reklamową w gazecie czy na portalu), ale zatrudnia się go. A zatrudniamy ludzi do wykonania pracy. I to właśnie należy pokazać w ofercie reklamowej: praca, jaką wykonasz dla potencjalnego reklamodawcy jest tym, za co będzie Ci płacił.
Sprzedawanie pracy zamiast medium wymaga dwóch wielkich zmian w Twoim myśleniu. Po pierwsze chodzi o wycenę własnej pracy. Po drugie: stosunek do własnego blogu.
Jak wyceniać własną pracę?
Jeśli kochasz to co robisz, nie waż się tego wyceniać samodzielnie. Z dwóch powodów:
- praca, którą lubisz wydaje się przyjemnością;
- praca, którą umiesz wykonywać wydaje się łatwa.
A jeśli coś jest łatwe i przyjemne, nikt nie będzie chciał mi za to płacić, prawda? Błąd. Napisałem o tym cały artykuł.
Przy oferowaniu swojej – blogera – pracy potencjalnemu reklamodawcy pomyśl o tym, ile musiałby on zapłacić komuś innemu za wykonanie tej samej pracy. A potem pokaż swoją pracę w tym właśnie kontekście.
Załóżmy, że prowadzisz blog o Fiacie 500 i chcesz zaoferować jednemu z dealerów relację ze zlotu właścicieli tych samochodów. Relacja będzie zawierała artykuł oraz zdjęcia. Jak to wycenić? Pomyśl, ile kosztowałoby tego dealera wysłanie na zlot copywritera (który wydarzenie porządnie opisze) i fotografa (który przywiezie porządne zdjęcia). Dorzuć ten kontekst do swojej wyceny.
Odrób zadanie domowe
Przy pisaniu oferty na własną pracę musisz wiedzieć, dlaczego klient miałby jej chcieć. Czy prowadzi własny blog, na którym artykuł mógłby się ukazać? A może zdjęcia będą zrobione pod jego najnowszą kampanię promocyjną? Im lepiej przedstawisz użyteczność swojej pracy, tym większą masz szansę na zdobycie zlecenia.
Drugie pytanie, na które musisz odpowiedzieć klientowi brzmi: dlaczego jesteś najlepszy do tej roboty? Pamiętaj, że przedstawiasz swoją ofertę (i cenę) w kontekście alternatywy. Dlaczego zatem warto powierzyć wykonanie pracy Tobie a nie copywriterowi i fotografowi, których używasz jako porównania?
No i pamiętaj o czymś jeszcze.
Twój blog nie ma znaczenia
Jak myślisz, co jest dla dealera więcej warte: artykuł i zdjęcia na Twoim blogu, czy artykuł i zdjęcia do dowolnego wykorzystania przez niego? Jeśli na Twój blog dziś nikt nie wchodzi, relacja która się na nim ukaże nie ma żadnej wartości. Tymczasem ktoś, kto płaci za pracę copywritera i fotografa, dostaje materiały do dowolnego wykorzystania. Owszem, mogą się ukazać również na blogu, ale dla reklamodawcy nie będzie to miało znaczenia.
Powyższe podejście (sprzedawanie pracy zamiast medium) da Ci dwie korzyści:
- zdobędziesz partnerów do komercyjnej współpracy;
- zdobędziesz ciekawe materiały na blog.
Pierwsza rzecz czyni Cię bardziej wiarygodnym blogerem w przyszłych rozmowach, druga przyciąga czytelników na blog. W końcu osiągniesz taki poziom, by zacząć sprzedawać blog jako medium. Wygrana z każdej strony.
Świetny tekst, zwłaszcza, że niewielu małych blogerów potrafi patrzeć na swoją pracę w sposób, jaki ukazałeś w tym artykule. Dzięki! :)
Do usług :)
Akurat takie mam podejście do biznesu. Tylko upewniłam się w swoim przekonaniu, że solidna praca jest w tym wypadku o wiele więcej warta, niż zasięg bloga. Dzięki, Paweł.
Cieszę się, że Ci się podobało :)
To nie jest wpis dla blogerów, ale dla potencjalnych klientów blogerów raczej. Te zasady mają się nijak do 99% zachować potencjalnych „wykorzystywaczy” blogerów. To jakby napisać tekst do karmy dla kotów, co robić by była ona bardziej atrakcyjna dla kota. Zmiana zachowań w sferze PR social media i blogosfera niestety leży po stronie drugiej strony :) Ich należy edukować. Wycena pracy blogerów przez nich samych jest WYŁĄCZNIE efektem współczynników ilości obecnie. Ilości lajków, ilości folołersów, zasięgu itp…. I to się nie zmieni :) Cyfry mają to do siebie, że najlepiej układają się w tabelce. A te nie znoszą zmiennych nieokreślonych :)
Prawda. Dlatego trzeba wyedukować blogerów, którzy swoim nowym podejściem będą edukować zleceniodawców.
Nie do końca się zgadzam. „Wykorzystywcze” blogerów, o których mówisz, mogą istnieć tylko dlatego, że są blogerzy gotowi pracować za czapkę śliwek czy błyszczyk w gratisie. Jeśli blogerzy będą konsekwentnie spuszczać takie propozycje na drzewo, sytuacja się ustabilizuje.
Doradzałem ostatnio jednemu blogowi – duża marka zaproponowała im współpracę za śmieszne pieniądze. Odmówili, rzucili cztery razy wyższą cenę i… marka się zgodziła. Bo marki też potrzebują blogerów. Ale płacić będą tylko tyle, ile muszą :)
Dokładnie tak to widzę :)
Sęk w tym, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie pracował za czapkę śliwek. A skoro oba blogi są niszowe, to do kogo pójdzie zleceniodawca?
To zresztą dotyczy nie tylko blogów, ale wielu innych branż np. graficznej. Skoro klient nie widzi różnicy między dobrym i słabym projektem to czym się będzie kierował?
Jakość zawsze była w cenie. Na współpracę z kimś nawet nad najmniejszą rzeczą są 3 odpowiedzi: tak, nie, i wow i ta trzecia ma przyszłość.
inaczej mówiąc – brakuje tu trzeciego punktu „Twardo negocjuj. Dawid pokonał Goliata i Ty też możesz.”
Podoba mi się Twój tok myślenia ;)
Warto szanować siebie i swoją pracę… Na propozycje typu artykuł za 50PLN nawet nie próbuję odpowiadać. Ewidentnie ktoś myśli, że sprzedam swoją pracę za garść wacików.
No właśnie – reklamodawcy proponują, bo zdarzają się tacy, którzy się zgodzą na tę propozycję :)
50 zł? Szaleństwo, które zdarza się bardzo rzadko ;) Przeważnie dostaję maile z propozycjami (i w tonie), że powinnam się cieszyć, że mogę coś zrobić zupełnie za darmo :) Przyczyna ich zwiększonej ilości jest właśnie jaka, jak wskazał Paweł, że jest cała masa świeżych blogerów, którzy sikają ze szczęścia czytając takiego maila i zgadzają się na gratiski. Bo nawet jak mają poczytność bloga na poziomie 1 odsłona na miesiąc, to naszpikują te wymagane 2000 znaków toną linków i słów kluczowych, plus dorzucą drugą tonę hasztagów we wszystkich SM. I firma ma reklamę za darmo (no dobra, za podesłanie lakieru do paznokci za 15 zł), za którą normalnie musiałaby zapłacić kilka tysięcy.
:) U nas jest dość śmiesznie, ze względu na tematykę bloga najcześciej dostajemy oferty „czy umieszczą Państwo nasze ogłoszenie rekrutacyjne”, bo w końcu dla Państwa czytelników, to taka atrakcyjna informacja … Zawsze chciałam prowadzić darmowy portal ogłoszeń o pracę, nie wiem co jeszcze robię z blogiem ;)
Świetny tekst, zwłaszcza, że niewielu małych blogerów potrafi patrzeć na swoją pracę w sposób, jaki ukazałeś w tym artykule. Dzięki! :)
Do usług :)
Akurat takie mam podejście do biznesu. Tylko upewniłam się w swoim przekonaniu, że solidna praca jest w tym wypadku o wiele więcej warta, niż zasięg bloga. Dzięki, Paweł.
Cieszę się, że Ci się podobało :)
To nie jest wpis dla blogerów, ale dla potencjalnych klientów blogerów raczej. Te zasady mają się nijak do 99% zachować potencjalnych „wykorzystywaczy” blogerów. To jakby napisać tekst do karmy dla kotów, co robić by była ona bardziej atrakcyjna dla kota. Zmiana zachowań w sferze PR social media i blogosfera niestety leży po stronie drugiej strony :) Ich należy edukować. Wycena pracy blogerów przez nich samych jest WYŁĄCZNIE efektem współczynników ilości obecnie. Ilości lajków, ilości folołersów, zasięgu itp…. I to się nie zmieni :) Cyfry mają to do siebie, że najlepiej układają się w tabelce. A te nie znoszą zmiennych nieokreślonych :)
Prawda. Dlatego trzeba wyedukować blogerów, którzy swoim nowym podejściem będą edukować zleceniodawców.
Dokładnie tak to widzę :)
Nie do końca się zgadzam. „Wykorzystywcze” blogerów, o których mówisz, mogą istnieć tylko dlatego, że są blogerzy gotowi pracować za czapkę śliwek czy błyszczyk w gratisie. Jeśli blogerzy będą konsekwentnie spuszczać takie propozycje na drzewo, sytuacja się ustabilizuje.
Doradzałem ostatnio jednemu blogowi – duża marka zaproponowała im współpracę za śmieszne pieniądze. Odmówili, rzucili cztery razy wyższą cenę i… marka się zgodziła. Bo marki też potrzebują blogerów. Ale płacić będą tylko tyle, ile muszą :)
Sęk w tym, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie pracował za czapkę śliwek. A skoro oba blogi są niszowe, to do kogo pójdzie zleceniodawca?
To zresztą dotyczy nie tylko blogów, ale wielu innych branż np. graficznej. Skoro klient nie widzi różnicy między dobrym i słabym projektem to czym się będzie kierował?
Jakość zawsze była w cenie. Na współpracę z kimś nawet nad najmniejszą rzeczą są 3 odpowiedzi: tak, nie, i wow i ta trzecia ma przyszłość.
inaczej mówiąc – brakuje tu trzeciego punktu „Twardo negocjuj. Dawid pokonał Goliata i Ty też możesz.”
Podoba mi się Twój tok myślenia ;)
Warto szanować siebie i swoją pracę… Na propozycje typu artykuł za 50PLN nawet nie próbuję odpowiadać. Ewidentnie ktoś myśli, że sprzedam swoją pracę za garść wacików.
No właśnie – reklamodawcy proponują, bo zdarzają się tacy, którzy się zgodzą na tę propozycję :)
50 zł? Szaleństwo, które zdarza się bardzo rzadko ;) Przeważnie dostaję maile z propozycjami (i w tonie), że powinnam się cieszyć, że mogę coś zrobić zupełnie za darmo :) Przyczyna ich zwiększonej ilości jest właśnie jaka, jak wskazał Paweł, że jest cała masa świeżych blogerów, którzy sikają ze szczęścia czytając takiego maila i zgadzają się na gratiski. Bo nawet jak mają poczytność bloga na poziomie 1 odsłona na miesiąc, to naszpikują te wymagane 2000 znaków toną linków i słów kluczowych, plus dorzucą drugą tonę hasztagów we wszystkich SM. I firma ma reklamę za darmo (no dobra, za podesłanie lakieru do paznokci za 15 zł), za którą normalnie musiałaby zapłacić kilka tysięcy.
:) U nas jest dość śmiesznie, ze względu na tematykę bloga najcześciej dostajemy oferty „czy umieszczą Państwo nasze ogłoszenie rekrutacyjne”, bo w końcu dla Państwa czytelników, to taka atrakcyjna informacja … Zawsze chciałam prowadzić darmowy portal ogłoszeń o pracę, nie wiem co jeszcze robię z blogiem ;)
Ciekawe podejście, bo zawsze mi się wydawało, że bez wysokich zasięgów nie ma współpracy. Ja lubię patrzeć na swojego bloga jak na moje portfolio. Dzięki za tekst :-)
Spokojnie możesz budować swoją pozycję nawet bez zasięgów. Te przyjdą z czasem. Grunt to mieć pomysł i – jeśli traktujesz blog jak biznes – także biznesplan.
Jest współpraca. Nie zawsze szuka się zasięgu. Czasem to jest fajna treść, które pojawi się nawet nie koniecznie na blogu, a na stronie marki. Płacenie za fajny, dopasowany, angażujący content wcale nie jest rzadkością.
Dobrze to wiedzieć, dzięki :-)
Ja mam problem z wyceną własnej pracy. Przecież robię to bo lubię, i tka miałam to zrobić, itd.
Przeczytaj artykuł o wycenianiu własnej pracy. Pisałem go z doświadczenia, działa :)
Bardzo dobry tekst. Czasami odwrócenie perspektywy jest niezbędne :)
Dziękuję :)
Ciekawe podejście, bo zawsze mi się wydawało, że bez wysokich zasięgów nie ma współpracy. Ja lubię patrzeć na swojego bloga jak na moje portfolio. Dzięki za tekst :-)
Spokojnie możesz budować swoją pozycję nawet bez zasięgów. Te przyjdą z czasem. Grunt to mieć pomysł i – jeśli traktujesz blog jak biznes – także biznesplan.
Jest współpraca. Nie zawsze szuka się zasięgu. Czasem to jest fajna treść, które pojawi się nawet nie koniecznie na blogu, a na stronie marki. Płacenie za fajny, dopasowany, angażujący content wcale nie jest rzadkością.
Dobrze to wiedzieć, dzięki :-)
Ja mam problem z wyceną własnej pracy. Przecież robię to bo lubię, i tka miałam to zrobić, itd.
Przeczytaj artykuł o wycenianiu własnej pracy. Pisałem go z doświadczenia, działa :)
Bardzo dobry tekst. Czasami odwrócenie perspektywy jest niezbędne :)
Dziękuję :)
czyli najlepiej wyceniać za powierzchnię i pracę :)
Za powierzchnię wtedy, kiedy masz czytelników. Pracę – kiedy dopiero ich gromadzisz.
W sumie, to warto wyceniać iloczyn ;)
czyli najlepiej wyceniać za powierzchnię i pracę :)
Za powierzchnię wtedy, kiedy masz czytelników. Pracę – kiedy dopiero ich gromadzisz.
W sumie, to warto wyceniać iloczyn ;)
Jestem dokładnie w takiej sytuacji teraz. Przydatne! Dzięki :)
Do usług :)
Czyli koło się zatoczyło:) Od dziennikarstwa tradycyjnego, dziennikarstwa obywatelskiego, przez netlogi, mikroblogi, w końcu blogi, po sprzedaż usług dziennikarskich, którą Pawle proponujesz. Podoba mi się to:)
To trochę brutalne, ale… wiele blogów jest po prostu niepotrzebnych. Przynajmniej dopóki autor nie zdobędzie bazy czytelników. A nie zdobędzie ich, jeśli nie będzie miał dobrej treści. A nie będzie miał jeśli nie poświęci jej czasu (a ktoś za ten czas musi zapłacić). Tak jak napisałeś – to jest koło. I dopóki nie wyrwiemy się z konkretnego sposobu myślenia o własnym blogu, będziemy ścigać własny ogon.
Jestem dokładnie w takiej sytuacji teraz. Przydatne! Dzięki :)
Do usług :)
Czyli koło się zatoczyło:) Od dziennikarstwa tradycyjnego, dziennikarstwa obywatelskiego, przez netlogi, mikroblogi, w końcu blogi, po sprzedaż usług dziennikarskich, którą Pawle proponujesz. Podoba mi się to:)
To trochę brutalne, ale… wiele blogów jest po prostu niepotrzebnych. Przynajmniej dopóki autor nie zdobędzie bazy czytelników. A nie zdobędzie ich, jeśli nie będzie miał dobrej treści. A nie będzie miał jeśli nie poświęci jej czasu (a ktoś za ten czas musi zapłacić). Tak jak napisałeś – to jest koło. I dopóki nie wyrwiemy się z konkretnego sposobu myślenia o własnym blogu, będziemy ścigać własny ogon.
Cały tekst upada pod własnymi argumentami. Jeżeli jestem blogerem i tworze artykuły i jak to napisałeś chcę sprzedać swoją pracę. No to napiszę artykuł sponsorowany. Ale klienta będzie interesować do ilu osób ten artykuł dotrze. Więc cały wywód zatacza koło. W większości wypadków jeżeli nie masz wyrobionej ilości czytelników w miesiącu część firm w ogóle cię zleje i nawet nie raczy odpisać na mejla. Niestety, nie liczy się wartość merytoryczna bloga, a audiencja.
Dokładnie od takiego podejścia chcę Cię odwieść. Przeczytaj uważnie (zwłaszcza kawałek „Twój blog nie ma znaczenia”). Nie chcesz napisać „artykułu sponsorowanego”. Chcesz napisać artykuł, kropka. Taki, który Twój klient będzie mógł wykorzystać gdzie chce. Nie na Twoim blogu, nie dla Twoich czytelników. Zobacz, Twój klient zatrudnia copywritera do napisania takiego artykułu – copywriter w ogóle nie ma widowni. Czemu klient mu płaci? ;)
Wszystko jedno czy to będzie po prostu „artykuł” czy „artykuł sponsorowany”, to tylko liczba słów. Owszem zarobisz na sprzedaży artykułu na przykład do gazety, portalu, ale Twój blog nic z tego nie będzie miał, a o nim jest artykuł. Dla Twojego bloga nie ma to żadnego znaczenia, ani w żaden sposób nie przyciągnie kolejnych kontrahentów. Bloga jeżeli chcemy traktować hobbystycznie-zarobkowo musi robić za portfolio. A jeśli do tego masz dużą liczbę odsłon, pojawiasz się wysoko w googlu nie trzeba za bardzo zabiegać o zainteresowanie firm.
Cały tekst upada pod własnymi argumentami. Jeżeli jestem blogerem i tworze artykuły i jak to napisałeś chcę sprzedać swoją pracę. No to napiszę artykuł sponsorowany. Ale klienta będzie interesować do ilu osób ten artykuł dotrze. Więc cały wywód zatacza koło. W większości wypadków jeżeli nie masz wyrobionej ilości czytelników w miesiącu część firm w ogóle cię zleje i nawet nie raczy odpisać na bloga. Niestety, nie liczy się wartość merytoryczna bloga, a audiencja.
Dokładnie od takiego podejścia chcę Cię odwieść. Przeczytaj uważnie (zwłaszcza kawałek „Twój blog nie ma znaczenia”). Nie chcesz napisać „artykułu sponsorowanego”. Chcesz napisać artykuł, kropka. Taki, który Twój klient będzie mógł wykorzystać gdzie chce. Nie na Twoim blogu, nie dla Twoich czytelników. Zobacz, Twój klient zatrudnia copywritera do napisania takiego artykułu – copywriter w ogóle nie ma widowni. Czemu klient mu płaci? ;)
Wszystko jedno czy to będzie po prostu „artykuł” czy „artykuł sponsorowany”, to tylko liczba słów. Owszem zarobisz na sprzedaży artykułu na przykład do gazety, portalu, ale Twój blog nic z tego nie będzie miał, a o nim jest artykuł. Dla Twojego bloga nie ma to żadnego znaczenia, ani w żaden sposób nie przyciągnie kolejnych kontrahentów. Bloga jeżeli chcemy traktować hobbystycznie-zarobkowo musi robić za portfolio. A jeśli do tego masz dużą liczbę odsłon, pojawiasz się wysoko w googlu nie trzeba za bardzo zabiegać o zainteresowanie firm.
Blog ≠ bloger :)
blog robi hajsy i/lub fejm dla blogera
Dzięki za ten artykuł :)
Dzięki za ten artykuł :)
Inspirujący wpis, dzięki :)
Inspirujący wpis, dzięki :)
Paweł, dobrze to napisałeś :) Fajnie jak więcej blogerów zacznie w ten sposób patrzeć na swoją pracę :)
Paweł, dobrze to napisałeś :) Fajnie jak więcej blogerów zacznie w ten sposób patrzeć na swoją pracę :)
Dzięki za ten artykuł, bardzo przydatna i konkretna wiedza :-)
Dzięki za ten artykuł, bardzo przydatna i konkretna wiedza :-)
W sumie nigdy nie wpadło mi do głowy, żeby skorzystać z opcji bycia po prostu dostawcą materiałów dla firmy – dzięki za ten art!
Przy okazji – czy w umowie z takową firmą musisz zaznaczyć, że wszystkie materiały jakie im przesyłasz możesz wykorzystać u siebie na blogu? Czy po prostu lepiej zredagować content i podzielić go na 2 wersje – jedną dla firmy, drugą na bloga?
To chyba bardzo mocno zależy od formy współpracy. Jeśli firma chce artykuły na blogu, daj im (możesz podzielić pracę na dwie części).
W sumie nigdy nie wpadło mi do głowy, żeby skorzystać z opcji bycia po prostu dostawcą materiałów dla firmy – dzięki za ten art!
Przy okazji – czy w umowie z takową firmą musisz zaznaczyć, że wszystkie materiały jakie im przesyłasz możesz wykorzystać u siebie na blogu? Czy po prostu lepiej zredagować content i podzielić go na 2 wersje – jedną dla firmy, drugą na bloga?
To chyba bardzo mocno zależy od formy współpracy. Jeśli firma chce artykuły na blogu, daj im (możesz podzielić pracę na dwie części).
Super artykuł…
Bardzo dziękuję :)
Bardzo dziękuję za ten artykuł! Już teraz wiem w jaki sposób rozmawiać z potencjalnymi partnerami by nie tylko nawiązać współpracę ale też by szanował moją pracę :-)
Do usług ;)
Dziękuję! Skorygowałeś moje podejście:)
Polecam się na przyszłość ;)
Na pewno będę zaglądać:) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
„A jeśli coś jest łatwe i przyjemne, nikt nie będzie chciał mi za to płacić, prawda?”
Aż musiałem przeczytać to kilka razy, żeby do mnie dotarło, bo właśnie takie miałem przekonanie. Pamiętam, że kiedyś znajomy poradził mi „Jeżeli jesteś w czymś dobry to nigdy nie rób tego za darmo” i uważałem to za puste słowa nazbyt pewnego siebie i swoich umiejętności człowieka, ale teraz dociera do mnie, że z każdą godziną poświęconą na stawanie się lepszym w swojej dziedzinie zmienia się też wartość tej godziny i początkowo może ona być darmowa, ale z czasem wszystko się zmienia.
A problem polega na tym, że nie przywiązujesz do tego wagi ;) Pisałem o tym tutaj:
https://paweltkaczyk.com/pl/jesli-kochasz-to-co-robisz-nie-waz-sie-tego-sprzedawac/
Nie problem, a wyzwanie :)
Pawle, postaram się krótko.
Zacząłem od innej strony. Najpierw napisałem do firmy o współpracę (będąc totalnym gołodupcem, bo nawet bloga nie miałem). Firma (duża, znana, międzynarodowa korporacja) powiedziała: „Ok, jesteś spoko gościem, pomożemy”. Nie chcę opisywać całej historii, bo jest trochę skomplikowana, a nie chciałbym jeszcze za dużo zdradzać, w każdym razie, wszystko będzie na blogu do końca kwietnia. Szkopuł w tym, że w moich działaniach firma pomaga mi w inny sposób (mam pewną fajną możliwość zrobienia czegoś trochę innego niż inni). Nie mamy umowy, kontaktuje się z szefem działu marketingu.
I teraz do czego w ogóle zmierzam. Jedną rzeczą którą wiem na pewno – zgoda na publikację wizerunku na piśmie – to muszę mieć, bo inaczej może być później mało przyjemnie. Poza tym, wiem, że nie zarobię bezpośrednio (póki co pracuję na etacie), ale jako początkujący bloger zyskuję wiarygodność + będę miał materiał na bloga. Co będzie później – ciężko mi powiedzieć.
Myślisz (innych komentujących z resztą również proszę o radę), że to dobry tok myślenia, czy raczej psucie rynku?
Pozdrawiam!
Nie mam pojęcia, bo… pominąłeś właściwie wszystkie istotne szczegóły :) Co zrozumiałem: napisałem mail do firmy, coś dla nich zrobię, opiszę to na blogu – czy to psucie rynku?
Jeśli pytasz o to, czy praca za „inną formę pomocy” niż pieniądze jest psuciem rynku: rynek sam się wyreguluje ;)
Nie do końca jest tak jak mówisz. Prowadzę (dopiero zaczynam) bloga o herbacie i w kwietniu lecę na Sri Lankę. Wcześniej napisałem do jednej z firm, ale czy to ta firma mi pomoże (i właśnie to robi, choć nie finansowo). W zamian nic nie chcą, bo ich pomoc polega na pokazaniu mi plantacji, wspólnym obiedzie i krótkim szkoleniu kiperskim (smakowanie herbat). Naturalnym więc jest, że wspomnę o nich, ale jak starałem się przekazać wcześniej – to współpraca na troszkę innych warunkach niż tradycyjne :-)
Niestety większość reklamodawców ciągle myśli o współpracy barterowej, mając wymagania z kosmosu. Od kilku miesięcy staram się zdobyć płatną współpracę (chodzi o opłaty związane z hostingiem). Firmy słysząc o pieniądzach, uciekają jak poparzeni. Niestety ten wpis nie wiele mi pomógł ;/
Bardzo szczegółowy post i pomocny!
Zaczynam budować wiarę w powodzenie akcji „współpraca” dzięki Tobie Andrzej :)
Nie wiem, kim jest Andrzej, ale trzymam za Was kciuki ;)
Hehe, no to ja palnęłam gafę ;). Ale fakt- Andrzej chodził i nadal chodzi mi po głowie- wydało się ;).
Cześć Paweł,
nigdy nie spotkałam się jeszcze z takim spojrzeniem na współpracę bloger-firma. Dzięki za ten artykuł, z pewnością mi się przyda.
Super, w zasadzie nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób, a bloga dopiero zaczęłam… Dzięki za radę!
Bardzo fajny artykuł, może mi się uda z kimś współpracować przy tworzeniu strony http://ladnepazurki.pl :)
Blog niedawno powstałego sklepu rzemieślniczej palarni kawy :) Zapraszam :) Jeżeli lubisz taką kawę – zapytaj o zniżki ;)
https://www.gdynskapalarniakawy.pl/dlaczego-pijemy-kawe
Ciekawe spojrzenie na temat. Można ewentualnie jeszcze zapytać na np. olx ile kosztowało by zrobienie 40 zdjęć, wybranie 5 i obrobienie ich. Tak samo jak napisanie tekstu, zdjęcia z drona itd. Dużo można się dowiedzieć o cenach rynkowych i dzięki temu też znajdziemy podwykonawców.
Dzięki za ten tekst w idealnym dla mnie czasie :) (Y)
jak zwykle świetny wpis