Czasem publikuję informacje, które dostaję od ludzi z agencji PR-owych. Jeśli pracujesz w agencji PR-owej i po przeczytaniu tego zdania szukasz mojego adresu e-mail, żeby mnie dodać na listę (oznaczoną „marketing” lub inny „design”), zatrzymaj się na chwilę i przeczytaj jeszcze raz pierwsze zdanie.
Nic? Żadne czerwone światełko się nie zaświeciło? Pozwól, że zaakcentuję to zdanie odpowiednio. Czasem publikuję informacje, które dostaję od ludzi z agencji PR-owych.
Jest różnica? Informacje dostaję od ludzi. Prawdziwych. Takich, których znam (choćby wirtualnie), którzy napisali mi kiedyś maila o treści „Cześć, jestem Janek/Janka i pracuję w agencji PR X. Czy mógłbym czasem zaspamować Ci skrzynkę jakimiś naszymi informacjami? Pracuję dla marek Y i Z, a sądząc po lekturze artykułu A, masz coś ciekawego do powiedzenia w temacie B. Obiecuję: żadnych automatycznych list wysyłkowych.”
Przeanalizujmy ten list.
- prawdziwa osoba
- jasno wyjawiająca swoje cele
- pyta mnie o zgodę
- wie coś o mnie (mile łechce moje ego)
- obiecuje mi indywidualne (w miarę) traktowanie
Dlaczego miałbym odmówić? Ktoś inwestuje w stworzenie relacji ze mną (opartej o jasne zasady) – dlaczego nie? Kiedy przyjaciel dzwoni do mnie „Paweł, czy wpadłbyś do mnie w sobotę, musimy znieść kanapę z czwartego piętra?”, może liczyć na dużo bardziej pozytywną reakcję, niż ktoś, kto wysyła zawiadomienie „W sobotę odbędzie się znoszenie kanapy, przyjdź i powiedz wszystkim swoim znajomym”.
A Ty? Dzwonisz w sprawie znoszenia kanapy, czy wysyłasz informację na listę wysyłkową?
Tekst może być (i będzie na pewno przeze mnie) używany do linkowania po otrzymaniu niezamówionego spamu od agencji PR-owej nie reprezentowanej przez jakiegokolwiek człowieka z krwi i kości 😉