Tradycyjne media i producenci filmowi od dawna wiedzą, że nic nie ożywia akcji tak dobrze, jak trup. Albo że dobre „Wiadomości” to złe wiadomości. Tyle „branżowa mądrość”. A jak jest naprawdę w świecie internetu? Jakie informacje skłaniają nas, byśmy się nimi dzielili ze światem? Naukowcy postanowili to sprawdzić a wyniki są… zaskakujące.
Polityka, sport czy pogoda, czyli o tematach
Profesor marketingu Jonah Berger z Uniwersytetu w Pennsylvanii oraz jego zespół przyglądali się, które spośród artykułów ukazujących się w New York Timesie są najczęściej przesyłane dalej przez użytkowników. Co sprawia, że po przeczytaniu kawałka tekstu podejmujemy akcję „ktoś musi to zobaczyć”?
Na początku badacze przyjęli proste założenie: pewne tematy są bardziej interesujące od innych. Posortowali artykuły ze względu na temat i szukali korelacji pomiędzy tym a miejscem na liście „najczęściej przesyłane dalej”. Wyniki? Pewne rzeczy były oczywiste – polityka była bardziej angażująca, niż sport. Ale wpisy o dobrych restauracjach… też były bardziej angażujące. Plus pojawiały się rzeczy, które ciężko wytłumaczyć, jak choćby artykuł o tym, jak dynamika płynów wpływa na badania o grypie. Ten ostatni artykuł bił rekordy popularności, na przekór swojej mało interesującej kategorii – nauka.
Dobre i złe wiadomości, czyli o emocjach
Może chodzi o emocje? Naukowcy wrócili do „branżowej mądrości”, którą cytowałem we wstępie. Czy trupy i katastrofy tworzą lepszą wirusową treść, niż informacje o zwycięzcach w różnego rodzaju konkursach?
Pierwsza rzecz, którą odkrył Berger z zespołem to… zaprzeczenie tej tezy. Wysyłamy sobie częściej rzeczy pozytywne, niż negatywne. Jeśli zatem chcesz tworzyć wirusową treść, skup się na dobrych emocjach bardziej, niż na złych.
Czyżby? A co ze spiralą hejtu, która kilka lat temu objawiała się wpisami o tym, jak Hanna Gronkiewicz-Waltz nie chciała zapłacić 5 złotych za wejście do wilanowskich ogrodów. A wśród najczęściej przesyłanych dalej zdjęć tygodnia był cytat z posła Kurskiego (dziś prezesa TVP), który tłumaczył, że jeździ na czerwonym świetle, bo chce zgubić rzekomo śledzących go ludzi, którzy czyhają na jego życie. O co chodzi?
Nie wszystkie emocje są sobie równe
W ramach testowania swojej hipotezy Jonah Berger przyporządkował artykułom nie tylko emocjonalny ładunek (pozytywne, negatywne), ale także konkretne emocje: radość, strach, gniew, zadowolenie… Kiedy przeanalizował korelacje okazało się, że pewne emocje (takie jak gniew czy podniecenie) powodują więcej dzielenia, niż inne (zadowolenie czy smutek). Gdzie leży klucz?
Istnieje w psychologii inna klasyfikacja stanów emocjonalnych oparta o tzw. pobudzenie (ang. arousal). Niektóre emocje sprawiają, że jesteśmy pobudzeni (jak niepokój czy radość) inne nas hamują w działaniu (jak smutek czy zadowolenie właśnie). I to – jak się okazuje – jest kluczem do wirusowej treści. Jeśli artykuł (lub wideo) Cię pobudzi, jest spora szansa, że klikniesz „prześlij dalej”. Dlatego gniew na byłą prezydent Warszawy działa równie dobrze jak informacja o tym, że Migam.pl (goście, którzy robią automatyczny translator z języka migowego na mówiony, aby zbliżyć do siebie światy niesłyszących i słyszących) wygrali Virgin Academy.
Efekt WOW, czyli królowa wszystkich emocji
A skoro już przy Migam.pl jesteśmy – wiesz, dlaczego artykuły z kategorii „nauka” mają tak duży potencjał wirusowy? Dlaczego informacja o tym, że polski zespół wygrał konkurs na kosmiczny łazik bije na głowę informację o tym, że Agnieszka Radwańska odpadła z Wimbledonu? Jest jeden stan emocjonalny, który jest dużo potężniejszy od innych.
To efekt WOW. Nieważne, czy mówisz o domu zbudowanym z butelek po piwie, czy oglądasz teledysk PSY czy Bitsy Boys, czy czytasz o lądowaniu na Marsie – efekt WOW jest najbardziej „wirusowym” stanem emocjonalnym ze wszystkich. Zatem następnym razem kiedy będziesz pisał artykuł, który chcesz rozpowszechnić zastanów się: czy to ma „kopa”?
Bieganie zamiast emocji, czyli jest inny sposób
Jonah Berger miał jeszcze jeden, bardziej szalony pomysł. Jeśli pobudzenie sprawia, że dzielimy się daną treścią, to czy można „podbić” ten proces powodując pobudzenie, które… nie ma nic wspólnego z treścią?
Zespół badaczy zebrał dwie grupy, którym kazał przeczytać artykuł po czym badani mieli zdecydować, czy treść jest na tyle interesująca, by podzielić się nim ze znajomymi. Obie grupy czytały ten sam artykuł, ale jedna z nich uznawała, że artykuł jest 30% bardziej wart dzielenia się, niż druga. Co się stało?
Pierwsza grupa miała przed przeczytaniem artykułu siedzieć spokojnie i próbować się wyciszyć przez minutę. Druga grupa przez tę samą minutę miała… truchtać w miejscu. Podniesione tętno, przyspieszony oddech, czyli oznaki pobudzenia (w ogóle niezwiązane z treścią, którą czytali) wystarczyły, by „podbić zainteresowanie”.
Następnym razem może pokażesz swoją reklamę nad bieżnią w sali gimnastycznej? ;) No i – oczywiście – podziel się tym artykułem ze znajomymi ;)
świetny tekst. dziękuję :)
Pozostają dwa pytania:
1. Czy wyniki badań amerykańskich uczonych, prowadzone na amerykanach, można i należy przenosić na inne grunty i mentalności (sic!)?
2. Czy grono Twoich FB znajomych jest gronem reprezentatywnym?
1. Badania na temat emocji są nie tylko amerykańskie, więc tu bezpiecznie założyłbym, że da się to przenieść.
2. Moje grono znajomych jest absolutnie niereprezentatywne. Co nie podważa prawdziwości twierdzeń – porównujesz „wirusowość” dwóch artykułów w tym samym gronie, więc jeden jest na pewno bardziej wirusowy od drugiego.
Inny przykład: informacja „Justin Bieber zjadł śniadanie” nie przebiłaby się wśród moich znajomych. Wśród fanów JB pewnie bardziej. Ale wśród tych samych fanów JB informacja o tym, że JB ma raka i trzeba ogolić głowę w geście solidarności z nim, przebiła się dużo bardziej :)
Myślę, że w tym wypadku narodowość nie jest czynnikiem mającym wpływ na wynik badań. Zawsze najbardziej pobudzają nas do działania treści, które wywołują w nas skrajne emocje, zarówno te pozytywne jak i negatywne. W przypadku treści negatywnych albo kontrowersyjnych cześciej wywołują one dyskusję, natomiast w kwestii dzielenia się, znacznie lepiej sprawdzają się rzeczy pozytywne, bo prezentują jakąś wartość.
Natomiast odnośnie podniesionego tętna, to zastanawiam się jak efekt podniecenia wpływałby na dzielenie się reklamami wyswietlanymi w klubach fitness albo kręgielniach gdyby zamontować tam urządzenie umożliwiające polubienie reklamy na FB / Youtube albo udostępnienie na Twiterze?
Dokładnie o tym samym pomyślałem :)
To bardzo ciekawe. Intuicja podpowiada mi, że rzeczywiście fizyczne pobudzenie może zachęcać do działania. Istnieje coś takiego jak neurony lustrzane, czyli widząc jak ktoś biega w naszym mózgu zachodzą procesy podobne do tego jak byśmy sami biegali. To zresztą jest wykorzystywane w treningu mentalny. Zamiast naprawdę biegać wystarczy sobie to wyobrazić, a skuteczność będzie taka sama (nie mówię o przyroście masy mięśniowej, ale o wszystkich kwestiach mentalnych). Łącząc te dwie rzeczy nasuwa mi się pytanie. Czy jeżeli ludzie widzą virala na którym coś się dzieje, ktoś biegnie, skacze, itp. to najpierw działają u nich neurony lustrzane, które powodują, że jesteśmy pobudzeni fizycznie, a następnie zachęca to ich do sharewania danej treści?
Myślę, że lustrzane neurony są jedną z przyczyn pobudzenia – to one sprawiają, że np. w kinie masz gęsią skórkę podczas strasznej sceny w horrorze. Ale nie są jedyną przyczyną, więc można sobie wyobrazić pobudzenie także bez nich :)
Ostatnie akapity świetnie podsumowują!:) Z wielkim uśmiechem, pozdrawiam!
Paweł, mam do Ciebie pytanie. Z czystej ciekawości.
Czy kiedykolwiek w tym blogu zdarzyło Ci się przywoływać badania naukowców innych niż anglojęzyczni? Na przykład niemieckich, rosyjskich, francuskich?
Bardzo jestem ciekaw.
Nie. Z bardzo prostej przyczyny: nie potrafię czytać tekstów źródłowych po niemiecku, rosyjsku lub francusku :)