Mam dla Ciebie dwie wiadomości: rewelacyjną i przerażającą. Właściwie to jest jedna wiadomość, ale jej odbiór zależy od tego, po której stronie „marketingowej machiny” siedzisz. Uwaga, nadchodzi.
Mając do dyspozycji Twoje dane geolokalizacyjne (pochodzące np. z Twojego telefonu, który „donosi”, gdzie w danym momencie się znajdujesz), naukowcy są w stanie przewidzieć Twoją lokalizację następnego dnia z dokładnością 96%. Specjalnie zaprojektowany algorytm bierze pod uwagę Twoje nawyki, topografię miasta, nawet social graph, czyli Twoje relacje ze znajomymi, a następnie „wypluwa” przerażająco dokładną prognozę.
To nie wszystko – jeśli jesteś w restauracji, algorytm potrafi przewidzieć, co zamówisz. Jeżeli robisz zakupy, będzie całkiem dokładnie wiedział, co znajduje się w Twoim koszyku. To wszystko pod warunkiem, że wcześniej dostarczysz mu dane z Twojej przeszłości. Jesteśmy stworzeniami napędzanymi przez nawyki nawet jeśli sami sobie zaprzeczamy czy nie chcemy się do tego przyznać.
I właśnie to zaprzeczanie, zapieranie się konsumenta stanowiło problem dla marketerów. Bo co z tego, że wiemy, iż konsument będzie chciał korzystać z jednego czy drugiego produktu? Co z tego, że doskonale orientujemy się, kiedy podać mu jego reklamę? Wszystko to na nic, bo konsument nie lubi być zaskakiwany – nawet jeśli sam, w głębi duszy wie, że mamy rację.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: dzwoni konsultant z Twojego banku. W słuchawce słyszysz, że bank wprowadził nową usługę: indywidualną analizę rachunku. W wyniku tej analizy wyszło, że przebywając poza rodzinnym miastem (np. w Poznaniu, a mieszkasz w Warszawie), kupujesz kolacje dla dwojga, kwiaty i czekoladki. Z danych banku wynika, że w Warszawie masz żonę, więc analiza sugeruje, że w Poznaniu masz kochankę. Bank – wychodząc naprzeciw Twoim potrzebom – przygotował dla Ciebie atrakcyjne zniżki w poznańskich kwiaciarniach i hotelach oferujących pokoje na godziny. A to wszystko jedynie w wyniku analizy transakcji Twoją kartą kredytową. Wyobraź sobie, jak dopasowane oferty możemy Ci przygotować, jeśli zainstalujesz sobie bankową aplikację na telefon, która będzie meldować również o Twoim położeniu, kiedy nie kupujesz…
Przeraża Cię to? Ten świat nadchodzi. Coraz bardziej oswajamy się z myślą, że firmy takie jak Facebook czy Google wiedzą o naszych sieciowych aktywnościach więcej, niż chcielibyśmy przyznać. W badaniu KPMG z 2011 roku 52% Amerykanów stwierdziło, że poświęciłoby swoją prywatność w zamian za kupony zniżkowe dopasowane do wzorców ich zachowań. A wzorce te – jak pokazują badania – mają bardzo wiele wspólnego z szeroko pojętą kulturą, która kształtuje konsumentów. Inaczej myśli konsument, który chodzi do kina, inaczej ten, który filmów szuka przede wszystkim na torrentach. Obaj mogą mieć konto na Facebooku i obaj mieszkają w Polsce, ale reklamy kierowane do obu tych grup muszą się różnić.
Targetowanie kulturowe będzie rozszerzeniem social media w marketingu i będziemy widzieć go więcej w 2013 roku. Wkrótce napiszę o tym więcej. Z dużą dozą pewności wiem, że wrócisz na ten blog.
Co zrobić – jesteśmy bardzo przewidywalni. Chodzimy najczęściej w te same miejsca, robimy podobne zakupy. Przeraża fakt, że ktoś chciałby to wykorzystać. Nawet jeśli nie wykorzystać przeciwko nam.
oj tam, oj tam …
Jasne, że wrócę 😉
Wszystko pięknie, tylko czemu „targetowanie kulturowe” – czy to nie jest za wąskie określenie?
Nie ja wymyśliłem to określenie. Czy kultura to nie jest szerokie pojęcie?
W dniu czwartek, 27 grudnia 2012 użytkownik Disqus napisał:
Jeśli nie ty, to rzuć jakimś linkiem, chętnie dowiem się wiecej u źródła.
Co do pojęcia – szerokie, ale z hotelami na godziny i kwiaciarniami mi się nie kojarzy.
Do usług 🙂
• http://www.marketingprofs.com/articles/2012/8001/cultural-targeting-the-key-to-online-consumer-receptivity
• http://www.clickz.com/clickz/column/1701425/targeting-culture-mind
Swego czasu spotkałem się z określeniem „targetowanie behawioralne”, jako pochodna od „behawioralnych” badań związanych z tworzeniem produktów i usług (najslynniejsze to chyba te skandynawskie związane z życiem człowieka w kuchni). Więc może pojęcie „kulturowe” wynika z badań antropologiczno-kulturowych?
Też sądzę, że tytuł art nie bardzo pasuję do jego treści, która dot. zachowania klienta. Nie dotyka aż wielkiej „kultury” w której dany konsument jest osadzony.
dajemy się kroić czy tego chcemy czy nie…
każda usługa, aplikacja zasysa jakieś informacje o nas, nie korzystasz to praktycznie Cie nie ma 😉
Mam deja vu w związku z Twoim wpisem. Łącznie z ostatnim zdaniem.
Dlatego, że ukazał się w „Briefie” w połowie roku? Ale ostatnie zdanie było inne wtedy 😉
napisałam o tym całą pracę mgr, nazywając zjawisko transkulturowością w SM. targetowanie na podstawie mikrokultur, charatkeryzujących się podobnym stylem życia. ciekawe tylko czy klient do tego dojrzeje…
Bardzo chętnie przeczytałbym tę pracę. Podzielisz się? 🙂
kilka moich słów jest na PRoto.pl: http://www.proto.pl/artykuly/info?itemId=115845, lecz dużo można pisać… w praktyce udaje się nielicznym. pozdrawiam ciepło! A.
Coraz lepszego dostosowywania rzeczywistości do naszych potrzeb i nawyków uniknąć się nie da i po to tworzymy technologię, by świat nam pasował. Jednak (może naiwnie) jestem przekonany, że korzystniejsze (marketingowo, społecznie, finansowo) i tańsze (jeszcze, może kiedyś nie będzie już tak) z punktu widzenia usługodawcy i usługobiorcy jest zatrudnienie kelnera, który spyta „co Panu dzisiaj podać” niż próba przetwarzania wszystkich danych by dopasować obiad, który może klientowi w danej chwili pasować.