Dane za rok 2010 są bezlitosne.Moda na Twittera skończyła się w 2009 roku (wtedy sieć ta rosła w USA w tempie niemal 300% rocznie), ale rok 2010 był już rokiem Facebooka. 16,4 miliony użytkowników Twittera w USA nie mogło się równać z ponad 116 milionami użytkowników Facebooka. Na czym polega(ł) fenomen Twittera w 2009 roku? Dlaczego Facebook „ukradł im show” w 2010 roku?
Odpowiedź jest stosunkowo prosta. Twitter reprezentował nasze zainteresowania (tzw. interest graph), natomiast Facebook na początku służył interakcjom z ludźmi (tzw. social graph). Jednak o ile w 2010 roku Facebook zrobił bardzo dużo, by zawłaszczyć także koncept „grafu zainteresowań”, Twitter nie zrobił nic, by przesunąć się w stronę bardziej znaczących interakcji międzyludzkich. A ludzie – dla wygody – pozostają przy narzędziu, które już znają.
Koncept social graph
Social graph, czyli mapa Twoich relacji społecznych nie jest niczym nowym. Istniała w świecie realnym, a portale społecznościowe umożliwiły „transplantację” tych więzi (z większym lub mniejszym sukcesem) do przestrzeni wirtualnej. Podstawowa więź na tej mapie jest relacją dwustronną – ja znam Kowalskiego, co oznacza, że Kowalski także zna mnie. Nie zakładamy oczywiście pełnej symetrii (każdy, kto podkochiwał się w liceum w koleżance, która nie zwracała na niego uwagi wie, o czym mówię), ale więź społeczna wymusza interakcje, a więc działania z obu stron.
Jeśli dodajesz znajomego do Facebooka, druga strona musi potwierdzić znajomość – to jest właśnie cecha charakterystyczna social graph.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o social graph obejrzyj tę prezentację.
Interest graph, czyli Twoje zainteresowania
Twitter od początku działał w inny sposób. „Śledzenie” kogoś (ang. follow) nie wymagało od drugiej strony żadnego potwierdzenia – Twitter był otwarty na niesymetryczne relacje, dokładnie takie, jakie mamy np. z gwiazdami muzyki czy sportu. Jednak czy moja relacja z – powiedzmy – Eminemem kwalifikuje się jako „więź społeczna”? Nie bardzo. To raczej moje zainteresowanie. A mapa, w której centrum jestem ja, a naokoło są moje zainteresowania nazywa się właśnie interest graph – grafem zainteresowań.
Jak wyglądają relacje na tym grafie? Przede wszystkim – jak napisałem przed chwilą – moje relacje są niesymetryczne, nie wymagają potwierdzenia „drugiej strony”. Ta „druga strona” nie musi być także prawdziwą osobą, mogę się przecież interesować klubem sportowym (Manchester United), firmą (Nike) czy produktem (iPad).
Facebook przejął te relacje, kiedy pozwolił firmom i markom tworzyć własne strony wewnątrz portalu. Facebookowe „polub” nie wymaga już potwierdzenia drugiej strony. A fanpage, w odróżnieniu od profilu, nie musi być prawdziwą osobą.
Jaka była funkcja „śledzenia” profilu na Twitterze? Chcieliśmy mieć źródło informacji – wiarygodne i z pierwszej ręki. Od czasu do czasu chcieliśmy też wchodzić w interakcje z naszym obiektem zainteresowań – komentować to, co powiedziała gwiazda, wyrazić opinię o nowym produkcie. Facebook dał nam to wszystko także na fanpage’ach. Dlatego – jeśli Twitter nie wymyśli czegoś ciekawego w najbliższej przyszłości – jego rozwój zostanie zahamowany.
Robi się ciekawie: zgadujemy zainteresowania
Nie da się zaprzeczyć, że jeśli chodzi o znajomych, to obracamy się w swego rodzaju zamkniętych „kręgach”. Koledzy ze szkoły, ludzie z pracy, znajomi z kółka łowieckiego… Analizując wzajemne powiązania między moimi znajomymi można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, czy znam daną osobę – Facebook wykorzystuje ten mechanizm przy sugerowaniu znajomych. Jeśli piątka moich znajomych (z którymi chodzę razem do klasy) zna jakąś osobę, jest duże prawdopodobieństwo, że ja także się z nią zetknąłem. Zatem analizując mój social graph można „wyliczyć” moje potencjalne znajomości.
Co ciekawe, interest graph działa w ten sam sposób. Istnieją zainteresowania ściśle ze sobą powiązane – bezpiecznie jest założyć, że jeśli interesuję się brytyjską piłką kopaną, będę ciekawy także tego, co ma do powiedzenia Wayne Rooney (gwiazda brytyjskiego futbolu, dla tych, którzy się nie interesują). A stąd już tylko krok do marzenia każdego marketera – system, który potrafi wynaleźć ludzi potencjalnie zainteresowanych Twoim produktem. Naprawdę zainteresowanych (a nie naciągniętych na konkurs czy kupon z nagrodą) – świadczą o tym ich „pokrewne” zainteresowania. Ile dałbyś za coś takiego?
A jeśli nałożymy oba grafy na siebie? Uważam, że można stwierdzić, iż jeśli w gronie moich znajomych jest 10 osób, które są zagorzałymi fanami World of Warcraft, mnie także można zainteresować tematem. Nawet jeśli do tej pory nie wyrażałem chęci dowiedzenia się więcej o grach MMORPG, perspektywa lepszego kontaktu z moimi znajomymi dzięki wspólnym zainteresowaniom jest… do zagospodarowania.
Wierzę, że niedługo pojawią się firmy, które specjalizować się będą w „przekopywaniu grafów” (ang. graph mining) w poszukiwaniu potencjalnych klientów dla reklamodawców. Z jednej strony to wizja trochę przerażająca – firma zgadująca moje zachcianki, których sam sobie do końca nie uświadamiam. Ale z drugiej strony, kiedy myślę o tych wszystkich reklamach, których autentycznie nie chcę oglądać… Chętnie zastąpiłbym je czymś, co jest dla mnie bardziej ciekawe. A Ty?
Link do prezentacji – 404 Not Found
Poprawiłem, dzięki za czujność 🙂
Ja też.
Wielu ludzi oburza się, że Facebook czy Google „kradną” im osobiste dane. Jednak nie do końca rozumiem to oburzenie. Bo po pierwsze – sami te dane udostępniamy. A po drugie – są one wykorzystywane do wyświetlania bardziej dopasowanych reklam.
Każdy wie, że dziś nie da się uniknąć reklam.
To nieodłączna część wolnego rynku. Skoro więc nie da się ich uniknąć, to już lepiej samemu udostępnić reklamodawcom dane, które pozwolą im lepiej dopasować treści reklam do naszych zainteresowań. W końcu – w pewnym sensie – robią to też dla nas, klientów.
Ciekawy artykuł!