The Tipping Point (w polskim wydaniu: Punkt przełomowy) to nie jest typowa książka w biblioteczce speca od marketingu. Napisana przez dziennikarza, dogłębnie analizuje pewną tezę: pomysły i mody rozprzestrzeniają się tak, jak epidemie. Im lepiej poznamy te mechanizmy, tym lepsi będziemy w rozprowadzaniu własnych pomysłów.
Malcolm Gladwell pisze w dość specyficzny sposób. Przykłady, które podaje są przepełnione soczystymi detalami, ale samą „twardą” treść dałoby się sprowadzić do kilku zdań w każdym rozdziale. Nie zmienia to faktu, że książkę czyta się bardzo przyjemnie.
Co mają ze sobą wspólnego: amerykańska walka o niepodległość, buty hush puppies i choroby weneryczne? Sposób rozprzestrzeniania się epidemii, idei czy mody wymaga tych samych warunków wstępnych, a mechanizmy „zarażania” wyglądają bardzo podobnie.
Epidemia wymaga odpowiedniej osoby (która przekaże „wirusa” odpowiednio dużej liczbie osób). Gladwell pokazuje, że nie może to być byle kto. Niektóre pomysły w naturalny sposób wymierają, inne zostają szeroko rozpowszechnione. Różnicą jest właśnie odpowiednia osoba: łącznik, ewangelista, głosiciel (czy w przypadku choroby: roznosiciel).
Kolejnym wymogiem tego, aby pomysł „chwycił” jest odpowiedni przekaz. Nie wszystkie komunikaty są na tyle interesujące, że będziemy o nich dyskutować. Gladwell nazywa to „lepkością” (stickyness) pomysłu. Jedne się do nas przyklejają i je zapamiętujemy, a inne nie. O tym, jak tworzyć „lepkie” pomysły napisano całą książkę (jej recenzja wkrótce).
Rzeczą, która wg autora sprzyja rozprzestrzenianiu się idei jest także „dojrzałe do zmiany środowisko”. Oznacza to, że czasem niewielka zmiana może spowodować lawinowy efekt, jedna osoba może zapoczątkować modę. Obserwowanie rynku (czy szerzej: środowiska) znacznie ułatwia wytypowanie odpowiedniego momentu na „rozpoczęcie rewolucji”.
Czytając The Tipping Point nie mogłem się oprzeć dwóm wrażeniom. Po pierwsze, autor świetnie odrobił pracę domową. Przykłady na jego tezę są dobrane starannie, a ilość detali czasem przyprawia o zawrót głowy. Ale właśnie: po drugie miałem wrażenie, że książka jest pisana „pod tezę” niemal na siłę. Wykonując taką samą pracę byłbym w stanie udowodnić właściwie cokolwiek. Nie zmienia to faktu, że w książce można znaleźć garść przydatnej wiedzy i sporo inspiracji. Polecam.
Nie szukam mapy ani takze metodologii ale odnalezieniu mavenow, lacznikow i salesmanow to naprawde trudne zadanie zgodzisz sie ze mna?