Jestem pewien, że ta historia zdarzyła się także i Tobie. Termin oddania pracy na uczelnię zbliża się wielkimi krokami. Masz zatem Wielki Plan Wzięcia Się Do Pracy. Jest sobotni poranek, mieszkanie jest już wysprzątane a seriale obejrzane. Siadasz zatem przed komputerem z mocnym postanowieniem dobrnięcia przynajmniej do połowy pracy. Otwierasz Worda i zaczynasz. Dwie godziny później… masz już wybrany perfekcyjny font. Kolejne dwie godziny spędzasz na wybieraniu najbardziej doskonałych marginesów, jakie istnieją. Ilość napisanego tekstu? Zero.
Dlaczego tak jest? Wina – wbrew temu, co usiłują Ci wmówić różnego rodzaju kołczowie – nie leży w Tobie, ale… w nieodpowiednim doborze narzędzi. Proces pisania można podzielić na trzy etapy a Word (czy jakikolwiek klasyczny edytor tekstu) jest odpowiedni dopiero dla trzeciego etapu. Co zatem robimy wcześniej?
Inspiracja
Słynna „blokada pisarska” to nie kwestia braku pomysłu. Nie jest przecież tak, że kiedy siadasz przed komputerem i gapisz się w pusty ekran, w Twojej głowie nie ma pomysłów. Powiedziałbym, że jest odwrotnie – tych pomysłów jest zbyt wiele! Wiesz, co jest problemem? Klawiatura komputera jest narzędziem, które inżynierowie określiliby mianem single input stream (czyli „pojedynczy strumień wprowadzania”). Używanie klawiatury (czy też długopisu, jeśli chcesz nim po prostu pisać linijki tekstu) wymaga, by Twój strumień myśli był już uporządkowany. Tymczasem tak nie jest. Nasz mózg działa na zasadzie luźnych skojarzeń, przetwarza równolegle mnóstwo wątków. Praca, którą musisz na początku wykonać to właśnie poskromienie tego chaosu. Najpierw w głowie, potem za pomocą zewnętrznych narzędzi. Jak sobie z tym radzić?
- Nie zaczynaj pisania od otwarcia komputera i edytora tekstu! Część koncepcyjna polega na luźnych skojarzeniach. Migający kursor, który wymaga pojedynczego strumienia myśli tylko potęguje Twój stres.
- Kartka, ołówek, luźne szkice to Twoi przyjaciele. Luźne szkice dużo lepiej oddają naturalny styl pracy Twojego mózgu.
- Efektem tego etapu jest plan tekstu. Rzeczy, które przychodzą Ci do głowy (i które wrzuciłeś na kartkę) dzielisz na te, o których chcesz pisać i te, które się nie nadają.
Kiedy skończysz sortowanie rzeczy na przydatne i nieprzydatne… idź na spacer, weź prysznic, zrób sobie przerwę. Bo potem proces trzeba będzie powtórzyć. Bo skoro część co napisać jest już skończona, czeka Cię praca nad jak o tym napisać. Czyli: jak połączyć kropki. I tu znowu luźne szkicowanie i mapa myśli będą Twoimi przyjaciółmi. Gotowe? Twój plan tekstu ma już nie tylko kluczowe elementy, ale także logiczne połączenia między nimi.
Pisanie
Czego używasz do pisania? Worda (lub innego podobnego programu)? Niedobrze… Dlaczego? Już Ci mówię.
Pewnego dnia przyszedł do mojej firmy klient z prośbą o zaprojektowanie wizytówki. Pan był księgowym i miał już sprawę całkiem nieźle przemyślaną – przyniósł nawet szkic projektu tej wizytówki. Wszystko byłoby cudownie gdyby nie fakt, że ten szkic był zrobiony… w Excelu.
Uśmiechasz się teraz pobłażliwie? Nie powinieneś. Pan księgowy zrobił wizytówkę w Excelu z dwóch powodów. Po pierwsze: bo się da. Po drugie: bo nie znał lepszego narzędzia. Ty z tego samego powodu piszesz swoje prace w Wordzie: bo się da i nie znasz lepszego narzędzia. Tymczasem są lepsze. Dlaczego?
Pisanie jest trudnym procesem. Cięcie i gięcie słów, by poddawały się Twojej woli sprawia, że Twój mózg wije się i próbuje wszelkimi sposobami wykręcić się od tego. Wyszukuje Ci łatwiejsze prace, których efekt będzie widoczny natychmiast, nie po kilku godzinach. Taką pracą jest na przykład… dobieranie fontów. Ustawianie kolorów. Ba, sprawdzanie poczty czy Facebooka też wydaje się mega atrakcyjne (i konieczne!) w momencie, kiedy przed Tobą pusta kartka i świadomość, że czeka Cię jeszcze napisanie pięćdziesięciu takich kartek. Jak sobie z tym poradzić?
- Uczyń z komputera… maszynę do pisania. Znam co najmniej kilku pisarzy, którzy mają na biurku stary laptop właśnie do pisania. Jego główna zaleta? Nie jest podłączony do internetu. Nie ma na nim żadnych programów poza najprostszym edytorem tekstu. Nie da się na nim robić niczego poza pisaniem.
- Znajdź prostszy edytor tekstu. Wadą Worda (i jemu podobnych) jest „bo można”. Dobieranie fontów czy marginesów powinno być możliwe, kiedy masz już tekst, który możesz przekształcać. Istnieje kategoria edytorów, które nazywamy distraction free – nie mają żadnych elementów interfejsu poza kursorem. Nie możesz w nich robić niczego poza pisaniem. Co polecam? Write (Windows), Writer (aplikacja dla Chrome), iA Writer (Mac), Ulysses (Mac).
- Większość z polecanych wyżej narzędzi wspiera Markdown. To język znaczników, który pozwala Ci na formatowanie tekstu podczas pisania. Brzmi strasznie, ale nauczenie się go zajmie Ci trzy minuty. A kiedy zaczniesz pisać w Markdown, nie wrócisz już do tradycyjnego formatowania.
Efektem tego etapu jest… prawie gotowy tekst. Jest wielu ludzi, którzy na tym etapie kończą pisanie. Nas jednak czeka jeszcze jedno zadanie.
Edycja
Worda nazywamy edytorem tekstu dlatego, że optymalnie nadaje się do tego właśnie etapu. Pozwala Ci sformatować napisany tekst, teraz dopiero możesz wyżyć się, dobierając fonty, ustawiając marginesy czy kolory. Ale edycja tekstu to jednak nadal praca nad stylem.
- Przeczytaj tekst na głos, żeby zobaczyć, jak „płynie”. Czytanie na głos pozwoli Ci wychwycić błędy logiczne w konstrukcji zdań czy zwroty, które nie brzmią zbyt zgrabnie.
- Usuń zbędne słowa. Nie ma jednej reguły określającej, które słowa są „zbędne”. Możesz mieć bardziej kwiecisty styl i sadzić przymiotniki oraz przysłówki w każdym zdaniu, możesz też pisać bardziej precyzyjnie. To Twoi czytelnicy określają, co im się podoba.
- Unikaj powtórzeń. Chyba, że to świadomy zabieg. Zwróć też uwagę na wszelkiego rodzaju językowe sztampy. Pisanie o narciarzach „amatorzy białego szaleństwa” jest właśnie sztampą. Znajdź swój własny styl.
- Interpunkcja i znaki zecerskie pokazują, że nie jesteś niewolnikiem klawiatury. Na standardowej klawiaturze nie znajdziesz „prawidłowych” cudzysłowów, próżno też szukać dywizów – takich długich kresek. To akurat rzecz, w której Word może Ci bardzo pomóc.
Efektem tego etapu będzie porządnie sformatowany, wygładzony tekst, który z czystym sumieniem możesz opublikować.
Hej, nic odkrywczego :D Nie zrozum mnie źle – tekst bardzo wartościowy. Z drugiej do treści bardziej pasowałby tytuł: „Chcesz zacząć pisać w ogóle?”. Bo dla kogoś, kto nie pisze na co dzień, to sporo przydatnych wskazówek, ale piszący i próbujący swoje pisanie ulepszyć o tym wszystkim wiedzą (albo chociaż powinni!).
Prowadzę szkolenia z pisania dla ludzi, którzy piszą. I kiedy słyszą o edytorach distraction free albo o Markdown, robią wielkie oczy :)
Od siebie dodam, że wiele osób zajmujących się pisaniem „półprofesjonalnie” (blogerzy i inne tego typu) nie dotarło nawet do etapu Worda xD
Dywiz to krótka kreska, zwana „myślnikiem”. Jeśli chodzi o długa kreskę, to raczej będzie to półpauza. 🙂
Mam laptopa, na którym internet tak wolno działa, że nigdy go nie otwieram. ten laptop, to moja maszyna do pisania. Ale robię jeszcze jeden zabieg,gdy pogoda na dworze jest znośna – wychodzą z moją „maszyną do pisania” do parku – tam nie ma innych, niemal tak samo skutecznych rozpraszaczy jak facebook – pilnych prac domowych oraz lodówki :-)
Szczerze mówiąc z tym wordem, to zupełnie się nie zgadzam. Dla mnie word jest czystą kartką do zapisania, a nie edytorem tekstu. Nic na nim nie edytuję, nic nie ustawiam, do tego są zupełnie inne programy.
Od siebie dorzuciłbym jeszcze jedną radę – pisać w godzinach, kiedy jest się najbardziej twórczym. Każdy ma taką swoją porę dnia. U mnie zaczyna się ona o 6 rano, kończy koło 10.00. Jeżeli w mojej porze dnia napisanie krótkiego artykułu zajmuje mi godzinę, to w innych porach dnie będą to nawet trzy godziny.
Mam tak samo – rano potrafię pisać, wieczorem bardzo rzadko…
Pawle! Pisaniem zarabiam na życie od 20 lat, więc większość opisanych przez Ciebie sytuacji i metodykę pracy znam na wylot. Word służy mi bardzo dobrze – a wybór fontu raczej mnie nie męczy ani nie odciąga mojej uwagi od sedna sprawy, bo albo mam z góry określony rodzaj, albo piszę w jakimś klasyku typu Arial, bo i tak otrzyma ten tekst grafik/składacz, który zmieni go na coś innego w makiecie. Ale dla początkujących super!
Podziwiam Twoją dyscyplinę :) Ja przesiadłem się na Ulyssesa i chyba nie wróciłbym już do klasycznego edytora.
Mózg broni się przed ciężką pracą. Pisanie to dla niego orka. Odcięcie bodźców to dobry sposób. I szukałbym więcej sposóbów na koncentrację. Te proste maszyny do pisania są dobre, bo trochę pomagają w koncentracji, ale nie przeceniałbym ich. Mapowanie to dobry sposób na zwizualizowanie tego, co się wie i co trzeba jeszcze nadrobić (czytanie, rozmowy). To może być początek zbudowania planu tekstu. A potem trzeba to jeszcze napisać! I tu trzeba trafić we właściwy moment. Jak się źle trafi, to kończy się właśnie zaśnięciem nad pustą stroną :)
Wszystko pięknie, tylko wydaje mi się, że dywiz to krótka kreska: https://pl.wikipedia.org/wiki/Dywiz :-)
Tak, w nazwiskach np. ;)
Minus, dywiz, półpauza i pauza – na klawiaturze jest tylko ten pierwszy ;)
Kliknęłam w Twój artykuł właśnie dlatego, że miałam dokończyć ważny tekst, ale !koniecznie! musiałam zajrzeć jeszcze na maila, a tam Twój newsletter i ten niezwykle ważny artykuł… Mózgu! Nie broń się! Wracamy do pracy ;-)
Bardzo mi przykro ;)
Całkiem sympatyczny wpis. Niby człowiek o tym wszystkim od dawna wie, ale fajnie to zobaczyć zebrane porządnie zusammen do kupy.
Ja do pisania nowych tekstów na blog używam Notepad++ ;) I to nie żart. „Goły” format tekstowy to potęga. Dopiero jak już mam treść i chcę dodać trochę formatowania, wklejam całość na bloga i tam dopieszczam. Najwięcej zabawy jest i tak przy wpisach matematycznych, trzeba się bawić LaTeX-em, żeby efekt końcowy jakoś potem wyglądał (tu polecam MathJax – zamiast walić wielopiętrowe formuły do PNG i wyświetlać jako obrazek, MathJax robi wszystko tekstowo – genialna sprawa)
Ostatnio doceniam teź keep.google.com – taki prosty notatnik online, we chmurze. Tak, wiem, Gugiel to Zuo, ale co mi tam. Mogę napisać część na telefonie (mam klawiaturkę BT bo po ekranie to sobie można gmerać…), część potem na pececie… i jakoś to się turla.
Największy problem mam z rozwlekłością. Jako czytelnik bardzo sobie cenię teksty zwięzłe i celne, niestety jako autor mam skłonności do rozwlekania, budowania zdań wielokrotnie złożonych i tak dalej. Apage!
Jeśli używasz „gołego” tekstu, Markdown będzie dla Ciebie w sam raz :) A co do rozwlekłości, IMO tu bardzo pomaga plan.
Z planowaniem wpisów jest u mnie raczej słabo. Zazwyczaj łapię jakiś pomysł i od razu piszę całość od dechy do dechy. Sporadycznie zdarza mi się zanotować pomysł na wpis „na zaś” i potem go stopniowo rozbudowywać. Rekordzistą jest w tym względzie jeden tekst, który piszę od mniej więcej połowy 2015 roku, i którego prawdopodobnie nigdy nie skończę ;)
To znaczy tak sprawa wygląda w przypadku „normalnego” blogowania. W przypadku, kiedy prowadzimy bloga na wskroś prześmiewczego lub pure-nonsensownego (na przykład http://siupy.com – zapraszam w wolnej chwili), lubię planować wpisy. Konsultuję je z dwójką zaufanych współpisaczy, dopracowujemy szczegóły, dodajemy nowe pomysły i tak dalej. Wynik może nie powala z nóg (gdyby tak było, Siupy miałyby oglądalność, a nie mają), jeszcze się uczymy, ale zdecydowanie więcej tu planowania, niż na innych blogach.
Co do Markdown – robiłem kilka podejść, ale jakoś nigdy nie miałem wystarczającej motywacji, żeby się na niego „porządnie” przesiąść. WordPress „rozumie” Markdown (od jakiegoś czasu chyba nawet natywnie, a jeżeli nie, to są wtyczki), ale jakoś nigdy nie udało mi się do końca przekonać. Może, kiedyś.
No właśnie stare sprawdzone zasady, by po prostu pisać. Zauważyłam po sobie, że kiedy z pustą głową siadam do kartki papieru, ta jednak się zapełnia. Czasami muszę wiele razy to przerobić, by trzymało się kupy, a jednak… A jednak za każdym razem kiedy czuję to uczucie pustki w głowie dopada mnie obawa, że nic nie wymyślę. To chyba jest najgorsze. Tymczasem jak powiedział Picasso: inspiracja istnieje, ale musi zastać Cię przy pracy. Pozdrawiam serdecznie Beata
A ja nie wyobrażam sobie pisania w czymś innym niż Scrivener – i ma on znacznie więcej opcji niż Word, bo jest narzędziem dedykowanym pisarzom (można m.in. wygenerować ebooka). Ale ma też funkcję pisania „distraction free” aktywowaną skrótem klawiszowym.
I nie zgodzę się z odcinaniem się od internetu. A co z backupem? Zwłaszcza starego laptopa łatwo może szlag trafić, a wtedy przynajmniej jeden rozdział (moja sesja pisarska) jest nie do odzyskania. Na pendrive’ach też nie polegam, bo potrafią dostać rowerka. Chmura, chmura i jeszcze raz chmura ;) A najlepiej to i to i jeszcze coś.
Wszystko w zasadzie opiera się o dyscyplinę – jeśli potrafię ją utrzymać, to wyłączę przeglądarkę na czas pisania i nie zajrzę do niej aż nie skończę. Jeśli nie… to muszę się jej nauczyć i wtedy można stosować jakieś radykalne środki. Ale nad manuskryptem powieści bez świadomości instant backupu bym się bała pracować…
Próbowałem Scrivenera za czasów „Zakamarków marki”. Dla mnie ma jednak za dużo opcji. Z tym odcinaniem od internetu jest tak, że nie musisz się odcinać od całego – chmura się przydaje i polecane przeze mnie edytory (Ulysses czy iA Writer) z nią pracują. Bardziej chodziło i o odcinanie się od internetowych przeszkadzajek ;)
No tak ten leniwy mózg ma za dużo do przerobienia i zbyt wiele ciekawszych spraw w necie niż pisanie ale ja i tak lubię tak pisać :) może mam ADHD bo jak piszę to robię jeszcze 100 innych rzeczy i dobrze mi z tym. Czasem siadam z kartką papieru ale dochodzę do wniosku, że to bez sensu bo to podwójna robota. Pomysły, luźne wnioski, zarys planu ok ale sam artykuł …zdarza mi się ale rzadko :) Każdy ma swój własny styl, w którym czuje się dobrze…
Czasem jak Cię czytam to aż mi się ostatki włosów jeżą jakby zecer czy polonista zajęli się moim blogiem i byczkami na nim …
Dawaj, poprawię ;)
To ile kratek szykować ? ;)
Ja zawsze wszystkim polecam Focus Writer. Jest to bardzo prosty edytor, wszelkie ikonki można wyłączyć, zostawiając tylko kartkę. Po powiększeniu na cały ekran znikają także systemowe przekszadzajki (listwy, dock, pasek powiadomień). Jak ktoś lubi klasyczną maszynę, to może sobie nawet włączyć jej dźwięk. Program jest dostępny na Windowsa, Maka i Linuxa.
A jeśli chodzi o bardziej rozbudowane edytory, to nie wiem, jak w Wordzie (moja znajomość zatrzymała na Office-97), ale w LibreOffice można wyłączyć wszystkie panele zostawiając samą kartkę i menu.
Ja mam sentyment do papieru mimo wszystko. Koncept na papierze. Dopieszczanie i rozwinięcie tekstu w Wordzie. Jakoś nie mam problemu z rozpraszaniem się funkcjami Worda. Może po prostu siadam do pisania, a nie po to by coś napisać. Czasami fakt, tekst nie klei się od razu, ale ani to wina komputera, ani oprogramowania. Jak wspomniała tutaj Beata przytaczając Picassa, to coś na wzór spotkania się w jednym czasie pracy i inspiracji. Muszą się nawzajem lubić aby pisanie szło sprawnie. Pozdrawiam
<3
Niby takie oczywiste, a jednak nie – moje pisanie jest jednoetapowe, bo tak wydaje mi się najszybciej. Ale ponieważ coraz częściej czuję blokadę pisarską, być może rozłożenie pracy na etapy nie będzie takim złym pomysłem. Od siebie dorzucę jeszcze jeden programik, który nie rozprasza – Focus Writer. Można nawet ustawić dźwięk maszyny do pisania ;)
Twoje artykuły nigdy nie rozczarowują Pawle ;) Przydatne narzędzia, by zając się tylko pisaniem.
Warto tylko pamiętać, żeby z tym ograniczaniem „rozpraszaczy” nie przesadzić. Bo nie zawsze przeszkadzają. Cialdini w PRE-SWAZJI zmyślnie podsumował wpływ otoczenia na to, co piszesz.
(sprawdził to przede wszystkim na sobie! ;p )
Narzędzia stylowania komuś przeszkadzają? Ok, niech się przerzuci na Writera.
Jednak jeśli piszesz coś, co ma się spodobać studentom, idź do parku akademickiego w godzinach szczytu, usiądź na ławce i twórz dla ludzi, którzy Cię otaczają ;)
Jak zaczynałem pisać, to robiłem tak jak napisałeś – mapę myśli. Porządkowałem w ten sposób swoje przemyślenia i jak siadałem do pisania, to wiedziałem co chcę napisać. Jednak, obecnie już tak nie muszę robić. Mogę spokojnie otworzyć Worda i pisać, dopóki mam siłę. Ba, nawet potrafię usiąść na tyłku i skupić się całkowicie na pisaniu.
Jedyny mój problem to taki, że czasami ewidentnie czuję, że pisanie ewidentnie mi nie idzie. Na to przydałaby mi się jakaś porada :-P
Porada może i banalna, ale działa: odwróć umysł od pisanego tekstu, całkiem w inną stronę. Pozwól mu „odetchnąć”. Wrócisz do pisania danego tekstu ze świeżym spojrzeniem i będzie prościej. U mnie to (na ogół) działa. Całkiem jak na strzelnicy: jeżeli za długo wpatrujesz się w cel, muszkę i szczerbinkę, oko zaczyna się męczyć. Przenosisz wzrok na parę chwil na trawę albo chmury i od razu lepiej.
Dla mnie Word jest wyłącznie maszyną do pisania. Wydaje mi się, że mylisz (albo raczej niepotrzebnie łączysz) dwie rzeczy: pisanie i składanie (formatowanie tekstu). Word nadaje się do pisania. Do profesjonalnego składu niekoniecznie. Choć z dobrą znajomością tego edytora też można osiągnąć całkiem przyzwoite efekty.
Ja też lubię papier i luźne notatki, mapy myśli. I tutaj zgodzę się z Tobą, że warto spróbować przynajmniej w taki sposób podejść do procesu tworzenia. Też to polecam w ramach prowadzonych przeze mnie szkoleń i kursów.
Przykład z wizytówką w Excelu chyba niezbyt udany, bo z założenia Excel służy do obliczeń a nie do projektowania graficznego. Natomiast Word z założenia jest programem do edycji tekstów.
Piszesz, że edycja tekstu to praca nad stylem. Może chodziło Ci o wygląd? Dobry styl nie ma nic wspólnego z edycją. Edycja to wprowadzanie znaków. Cechy dobrego stylu to zwięzłość, jasność, prostota i jeszcze kilka innych. Dla całkowicie początkujących artykuł na pewno przydatny, choć pewne rzeczy opisujesz nieprecyzyjnie.
Owszem, Word nie nadaje się do składu. Ale tu chodzi raczej o to, że mnogość narzędzi rozprasza i zamiast skupić się na pisaniu, zaczynamy kombinować. To właśnie dlatego taką popularność ostatnio zyskują minimalistyczne edytory. Ja sam wolę naskrobać coś w notatniku czy Focus Writerze niż w LibreOffice (Worda nie mam). Tak samo internet. W domu mam wielkie trudności, żeby się skupić na pisaniu. Gdy biorę laptopa gdzies na dwór (obowiązkowo tam, gdzie nie ma zasięgu WIFI), zupełnie inaczej idzie mi pisanie.
BTW. Word to nie edytor tylko procesor tekstu. Czyli coś więcej niż edytor ale jednak mniej niż program do składu.
Kwestia samodyscypliny. Ja jak zaczynam stukać kolejny wpis na bloga, wyłączam się kompletnie. Tego się można nauczyć! Ćwicz i chcij.
Pewnie tak :)
Mnie osobiście to nie rozprasza. Ale lubię minimalistyczne edytory z innego powodu. Im mniej narzędzi na górze, tym więcej miejsca na kartkę z tekstem :) Dlatego cieszę się, że w LibreOffice jakiś czas temu wprowadzili pionowe paski narzędzi i tam mam je wszystkie (zazwyczaj zwinięte). Ale i tak wolę pisać w Focusie :)
Dla mnie największym problemem jest jednak rozpraszacz o imieniu Internet.
Co do rozpraszaczy typu internet – rzeczywiście gdy mi się spieszy, odłączam WiFi :) Nie wykorzystuję opcji formatowania w Wordzie w czasie pisania (przed też nie ustawiam ani nie wybieram nic). Tak się nauczyłam traktować Worda dawno temu. Gdy chcę coś złożyć, używam InDesigna. A teksty na blog i tak wrzucam do edytora w WordPressie. Więc rzeczywiście na pewno to kwestia wytrenowania.
Jeśli kogoś karty narzędzi w Wordzie i możliwości ustawień rozpraszają tak jak mnie FB, mejle czy własne myśli, by sprawdzić coś w internecie (nawet na temat tego, co właśnie piszę), to rzeczywiście warto korzystać z surowych edytorów. :) Trochę inaczej odebrałam artykuł Pawła. Tak, masz rację – precyzyjnie to jest procesor, a nie wyłącznie edytor.
Paweł, dziękuje za ten artykuł. Zaskakujesz mnie bardzo często prostymi pomysłami, które zwyczajnie się sprawdzają! Po powrocie do domu, zrobię porządek i odpalę starego laptopa bez dostępu do sieci. Potem napisze to, co chciałam napisać od dawna i przeczytam na głos! Przecież to wszystko jest takie proste, po co komplikować sobie życie udziwnieniami?
Dziękuję :)
Dziękuję za przypomnienie o tekście w sobotnim newsletterze ;) Blokady pisarskie się zdarzają, to raczej sytuacje gdy ich nie ma i pisze się od razu zbyt gładko powinny budzić czujność. Co do etapów pisania – zgadzam się w zupełności, zawsze wydawało mi się, że myślenie to 95%, a samo pisanie już tyko 5% roboty, ale i tak dopadały mnie wyrzuty sumienia, gdy zamiast ślęczeć nad klawiaturą, dajmy na to, szłam na spacer. A w roli maszyny do pisania stary laptop bez dostępu do internetu jest w sam raz. Ma jednak tę wadę, że gdy przy pisaniu artykułów trzeba szybko coś sprawdzić w internecie, opóźnia pracę, bo trzeba się ruszyć po inny sprzęt. Podobnie z programami: używam Worda, a gdy mam do czynienia z prostszym Open Office’m, to właśnie brak dobrze znanych intuicyjności i opcji przy edycji tekstu rozprasza mnie najbardziej. Pozdrawiam!
Potwierdzam edytory markdown są bardzo pomocne. Takie formatowanie tekstu (najczęściej za pomocą skrótów klawiaturowych) nie rozprasza myśli. Potem wystarczy tylko wkleić do Worda i bazowe formatowanie już mamy określone. Potem można się wyżyć kreatywnie :)
Lepsze teksty to dla mnie przede wszystkim praktyka :) Im więcej piszemy i tworzymy tym większe prawdopodobieństwo, że będziemy nabywali coraz to nowe umiejętności, zaś nasz warsztat stanie się bardziej profesionalny. Dobrze również czerpać inspirację z działań innych ta by móc mieć podstawę od działania i tworzyć swoje własne teksty.
Pozdrawiam mega pozytywnie
Przeczytałem ten tekst właśnie dlatego, żeby uniknąć pisania własnego :( Wyłączam internet!
Czasami marzę, żeby mieć nagrywarkę w głowie. Wciskasz rec i wszystko się zapisuje. Klikac prt sc i możesz robisz screenshot myśli :) Zwykle koncepcja na tekst klaruje mi się przez długi czas. Często najlepsze pomysły, koncepcja konstrukcji lub wręcz całe dobre merytorycznie i zgrabne stylistycznie zdania tworzą się same albo gdy jestem pod prysznicem lub kiedy zasypiam. Na tym pierwszym, wielowątkowym etapie te myśli są luźno połączone i często po chwili nie potrafię już odnaleźć tego kształtu, ktory w głowie ułożył się sam. To boli :)
To są cenne rady, aczkolwiek do napisania tekstu, do jego rozpoczęcia najlepiej zmobilizuje Cię termin. Pracowałam w ogólnopolskim dzienniku przez kilka lat. Trzeba było codziennie napisać tekst, zadzwonić do ekspertów aby mieć wypowiedzi do artykułu i jeszcze oddać gotowy materiał do godziny 0 (a i jeszcze po drodze zautoryzować wypowiedzi). Po prostu, siadało się i pisało. Nie było wyjścia bo był bat nad głową:-)
Maszyna do pisania, wypisz wymaluj mój drugi laptop. Przyznam, że na dużym, na którym choćby np. składam wpisy, pisać nie potrafię. Zrobię to, ale idzie mi ciężko. Drugi ma co prawda podłączenie do internetu, a piszę w Evernote, ale poza tym, nic na nim więcej nie robię. Już nie wyobrażam sobie, nie mieć takiej maszyny do pisania.
Nigdy nie słyszałam o Markdown, a pisze niemal zawodowo – to chyba nie najlepiej…
Jestem mistrzynią w wynajdywaniu sobie rozpraszaczy – odruchowo klikam w zakładkę facebooka, albo łapię za telefon i zaczynam przeglądać instagrama. Gdy mam nóż na gardle, odłączam router i wszystko przestaje działać, a w tekście nagle widać postępy. Nie mam tendencji do zmiany fontów, więc word nie jest dla mnie przeszkodą. Muszę jednak wreszcie wprowadzić dyscyplinę i zacząć robić mapy myśli do tekstów. Przez pośpiech często siadam od razu do komputera, przez co później marnuję czas na to, by skleić wszystko w całość.
Bardzo wartościowy tekst. Czekam właśnie na Narratologię – słyszałam doskonałe opinie.
Mam podobny proces pisania. O tych narzedziach jednak nie slyszalam. I chociaż piszę tekst w wordzie to kompletnie nie zajmuję się na tym etapie edycją i to mnie chyba ratuje przed pustką. :) a do tekstu wracam po kilku dniach..
Dobrze tak zebrać w jednym.miejscu elementy, z których być może nie kazdy zdaje sobie sprawę. :) pozdrawiam!
Bardzo pożyteczny tekst dla .. tekściarzy! Krótko, zwięźle, na temat. Przyznam, że u mnie świetnie sprawdza się przygotowywanie notatek w zwykłym zeszycie – gdy mam szkic, tekst 'sam’ się pisze. Pozdrawiam, Ola
U mnie rzeczywiście kartka papieru działa najlepiej. Zresztą mam kilka takich różnych kartek w domu, które pozwalają zanotować pomysły, gdyż jak wiadomo takie wpadają do głowy w najmniej oczekiwanym momencie – i równie szybko z niej ulatują. Dlatego zawsze notuję wszystkie pomysły, część z nich oczywiście później ląduje w koszu, niemniej dla mnie najlepsza metoda.
Ja do worda nic nie mam, natomiast laptop, w którym muli internet jest dla mnie zbawieniem.
(MS)WORD don’t come easy to me…
"Wielu ludzi kończy". A dywiz to akurat krótka kreska:) A porady bardzo praktyczne:)