Per aspera ad astra

Per aspera ad astra

Podsumowanie:

Czy pamiętasz, kiedy ostatnio ktoś życzył Ci… więcej cierpienia? Nie? To ja Ci życzę. I – wbrew pozorom – skończy się to dla Ciebie czymś dobrym.

Niezależnie od tego, czy święta Wielkiej Nocy mają dla Ciebie znaczenie, czy po prostu masz przedłużony weekend, warto się zastanowić nad sensem opowieści o Chrystusie, który oddaje życie, by zbawić ludzkość. Nie jest to zresztą jedyna opowieść z tym motywem – niemal każda religia świata ma „dług wdzięczności” wobec swojego bóstwa. Przed chrześcijaństwem dla ludzi poświęcił się między innymi Prometeusz – skazał się na wieczne cierpienie w zamian za to, że przyniósł nam ogień, byśmy nie umarli z zimna i głodu.

Opowieści te istnieją nie tylko dla naszej rozrywki. Mamy z nich wyciągnąć lekcje dla siebie. I moje życzenia cierpienia dla Ciebie wiążą się właśnie z interpretacją mesjanistycznych czy prometejskich motywów opowieści.

Łatwa interpretacja wygląda tak: skoro Chrystus poświęcił się, by nas zbawić, my nie musimy już niczego robić, prawda? Otóż, niekoniecznie. Bo istnieje też druga interpretacja, ta bardziej prometejska. Poświęcenie Prometeusza oznaczało, że przeżyjemy – aż tyle i tylko tyle. Co zrobimy z tym darem zależy już tylko od nas.

Rolą bohaterów tych opowieści jest inspirować, pokazać drogę. Tytułowe per aspera ad astra, czyli „przez cierpienie do gwiazd” oznacza właśnie, że jakakolwiek zmiana, rozwój czy – jeśli chcesz to tak nazywać – zbawienie, nie przychodzą łatwo. Magia zaczyna się wtedy, kiedy przestajesz się czuć komfortowo. A wyjście z własnej strefy komfortu wymaga odwagi. Wymaga świadomości, że nie będzie łatwo, może być nawet niebezpiecznie. Cierpienie – niekoniecznie związane z utratą życia – jest bliżej, niż dalej. Tu wkracza inspiracja opowieściami o tych, którym się udało – skoro ich poświęcenie dało im wieczne zapamiętanie, to najmniejsze, co mógłbyś zrobić by pójść w ich ślady to wstać z kanapy i wyłączyć telewizor…

Statki są najbezpieczniejsze, kiedy stoją w porcie. Jednak nie po to się je buduje, prawda? By dotrzeć do nowego lądu, muszą wystawić się na porywisty wiatr, potężne fale i nieznany ocean. Tak samo jest z Tobą. Nie osiągniesz wiele siedząc z założonymi rękami i czekając, aż ktoś Cię zbawi.

Nieważne zatem, czy opowieść o Chrystusie, który umarł, by ludzkość mogła być zbawiona, ma dla Ciebie znaczenie duchowe, czy nie. Życzę Ci, byś znalazł w sobie choć odrobinę Jego (i innych przed nim) chęci do cierpienia. Bo dobre rzeczy nie przychodzą do tych, którzy siedzą z założonymi rękami.

Autor
Paweł Tkaczyk
Paweł Tkaczyk