Młotkiem w Facebooka, czyli o efektywności pracy w social media

Młotkiem w Facebooka, czyli o efektywności pracy w social media

Zrób ze mną szybki rachunek. Jesteś community managerem w agencji social media, prowadzisz w ramach obowiązków służbowych pięć stron na Facebooku (o Twitterze i innych kanałach nie wspominam dla szybkości rachowania). Na każdą stronę warto wrzucić 3 wpisy dziennie, celując w tzw. peak, czyli największą aktywność użytkowników na Facebooku. Taki szczyt przypada na 9 rano, potem w porze lunchu, kolejny wzrost aktywności notujemy wieczorem. Dodanie każdego wpisu zajmuje Ci 30 minut (wynalezienie tematu, napisanie dwóch zdań notki, monitorowanie komentarzy itp.). Pół godziny razy pięć stron razy trzy wpisy dziennie to siedem i pół godziny ciężkiego orania na Facebooku. Przy założeniu niesamowitej pracowitości, daje to jeden etat (większość pracowników siedzących przy komputerze pracuje efektywnie 40-60% tych ośmiu godzin). Jeśli klient płaci agencji za taką pracę, jest frajerem.

Na blogu Studium Przypadku przeczytałem artykuł Magdaleny Górnickiej o siedmiu grzechach głównych prowadzenia agencji social media. Pozwolę sobie odnieść się do kilku punktów.

Grzech 1: Zabraniaj social media managerowi siedzieć na Facebooku. (…) Tak, Facebook może i jest pochłaniaczem czasu, ale dla księgowych, urzędników, nie dla ludzi, którzy na Facebooku pracują.

Moim skromnym zdaniem, Facebook jest pochłaniaczem czasu dla każdego. Tak został zaprojektowany – z boku wyświetla zdjęcia Twoich znajomych, ludzie zaczepiają Cię na czacie, w powiadomieniach masz informację, że ktoś zostawił komentarz pod wpisem… Bardzo łatwo jest zatracić się w tym i… pół godziny w plecy. Za pieniądze klienta, oczywiście.

Istnieją narzędzia, które pozwalają zarządzać obecnością w social media bez konieczności wchodzenia na Facebooka (Twittera i inne też, jeśli już o tym mowa), pozwalają skupić się na tym, co taki community manager ma do zrobienia bez zbędnych rozproszeń. HootSuiteTweetDeck czy Loomly (tego ostatniego sam używam) to tylko niektóre z nich.

Ba, nawet Facebook doskonale zdaje sobie sprawę, że jego własny interfejs nie nadaje się do efektywnego zarządzania stronami. Dlatego np. wprowadził aplikację Menadżer stron, która na urządzeniach mobilnych pozwala skupić się tylko na firmowych komentarzach, bez konieczności przedzierania się przez pozostałe rzeczy. Na komputerze stacjonarnym masz Business Managera.

Grzech 2: Bycie przekonanym, że wpis na fan page’u to pięć minut. (…) żeby przygotować dobry wpis na fan page’a, trzeba wziąć pod uwagę kilka kwestii: długookresową strategię, bieżący harmonogram, zainteresowania fanów i ich reakcje na poprzednie posty, znalezienie odpowiedniego zdjęcia/filmu, odpowiednie sformułowanie postu – copy, a także – optymalizacja timingu.

Jeśli znalezienie odpowiedniego tematu na wpis i wrzucenie go na stronę zajmuje Ci więcej, niż pięć minut to… nie odrobiłeś pracy domowej. Kuracja treści – tak nazywa się trend, w którym community manager dzieli się ze społecznością treścią, której sam nie wygenerował, wynalazł ją w internecie. Społeczność jest gotowa płacić swoją uwagą tak samo za treści własne (jak ten wpis na blogu – jego stworzenie zajmuje mi sporo czasu), jak i za inne (jak podlinkowany na początku wpis na Studium Przypadku – jego znalezienie zajęło mi chwilę). Więc większość treści na stronach to właśnie „znaleziska” z innych miejsc w sieci.

Jeżeli jednak w poszukiwaniu tych treści wchodzisz na strony internetowe, otwierasz zakładki, kopiujesz linki, to… marnujesz czas. Dobrze przeszkolony community manager potrafi np. skonfigurować Feedly i Google Alerts tak, by wszelkie nowinki trafiały do czytnika same, bez konieczności wyszukiwania ich. Potrafi użyć narzędzia takiego jak Buffer, by zaplanować wpisy na kilka dni naprzód. Efekt? W ciągu godziny spędzonej przed komputerem ma zaplanowaną na kilka dni treść, która będzie „sama się wrzucała”. Bez konieczności siedzenia na Facebooku.

Podsumowując…

Wmawianie ludziom, że social media zajmuje dużo czasu sprawi, że ludzie będą nam za ten czas płacić. To zły model, bo okazuje się, że im lepszy jestem w mojej pracy, tym mniej zarabiam. Nie opłaca się zatem uczyć nowych rzeczy. Community manager upodabnia się do przysłowiowej pani z okienka w jakimś urzędzie. Ma płacone za osiem godzin, nie opłaca się więc wyrobić z robotą w sześć.

Jaki model – moim zdaniem – jest lepszy? Płacenie ludziom za wiedzę. Znasz opowieść o tym, jak w latach 20-tych ubiegłego samochód Johna D. Rockefellera zepsuł się na pustkowiu? Po prostu stanął i nie chciał zapalić. Rockefeller zapytał przechodzącego nieopodal człowieka, czy nie pomógłby w naprawie. Ten podniósł klapę, obejrzał silnik, wyciągnął zza pasa młotek i stuknął nim gdzieś pod maską. Samochód zapalił za pierwszym razem. Ucieszony Rockefeller zapytał, ile ma zapłacić za pomoc, po czym usłyszał, że za naprawę należy się 10 dolarów. Na tamte czasy było to całkiem sporo, więc milioner – lekko zdziwiony, w końcu „naprawa” trwała tylko chwilę – poprosił o wystawienie szczegółowego rachunku. Mężczyzna napisał:

Stuknąłem młotkiem: 1 dolar. Wiedziałem, gdzie: 9 dolarów. Razem: 10 dolarów.

Rockefeller zapłacił z uśmiechem.

Za co warto płacić? Za angażowanie się w rozwój społeczności. Wymyślanie im wyzwań i rozmowę z nimi – na tym nie warto oszczędzać.

Autor
Paweł Tkaczyk
Paweł Tkaczyk